Znowu musiałam opuścić domowe pielesze i oddalić się delegacyjnie w Polskę.
Rudi zgodnie z relacjami Lubego szukał mnie wszędzie, miałkał jak dzwoniłam wniebogłosy.
A co zrobił jak wróciłam?
Wpier wpakował mi się w ramiona i bardzo głośno domagał uwagi, oczywiście został wymiziany.
Jak tylko ułożyłam się na kanapie radośnie rzucił się ciąć moje ramionka.
A potem równie radośnie zasnął na mojej stopie :))
I jak nie kochać urwisa?
Rzeczywiście , taka wielka miłość w takim małym kocie.
OdpowiedzUsuńBuziaczki i głaski dla kotusia... :-)
Takie powroty do domu muszą być strasznie przyjemne. Niestety Bazyl przeważnie na początku "strzela focha" :(
OdpowiedzUsuńOj, dziś wymiziany i wygłaskany :)
OdpowiedzUsuńTak, takie powroty są ukochane, i te codzienne i te po kilku dniach nieobecności.
Nawet jak mnie nie ma dwie godziny, to po otwarciu drzwi pojawia się miałcząco-mrucząca mordka i człowiekowi się robi ciepło na sercu :)
"Strzelanie focha" też świadczy o tęsknocie kotka :), ale fakt, że nie jest tak miłe.