niedziela, 31 sierpnia 2014

Straszne rzeczy 2 - dobre wieści

Wykończą mnie te koty kiedyś.
Wczorajszą dzień mnie rozstroił nerwowo, noc spędziłam co chwilę z latarką - na polu ciemno jak ... - sprawdzając przed drzwiami łapkę, rano też i w końcu po dziesiątej usłyszałam charakterystyczny dźwięk zapadki.
Oczywiście siedziała w klatce Zocha miałcząc żałośnie. Bardzo ładnie przeszła fucząc i prychając do kontenerka, no, dzięki mnie prawie by wyszła, ale Luby uratował sytuację.
Panikara jestem.. Przyznaję się bez bicia..
Ten jej miałk to z takich wysokiego tonu, świdrujących czaszkę. Towarzyszył nam przez całą drogę z dzikiej dziczy do dyżurującej kliniki w mieście.

Rany po kocich pazurach robią się jakby same, nic ich nie czuć, tylko nagle tryska krew nie wiadomo skąd.
Wczoraj po tej idiotycznej próbie łapanki Zochy bez sprzętu mam straszne rany po pazurach, biedny Wet na dyżurze przyjmujący Zochę zapamięta zęby koteczka na zawsze.
A uprzedzałam..
Uprzedzałam, że koteczka nieduża a żywotna bardzo, nieznosząca przymusu.
Wet wziął transporterek do zamkniętego pomieszczenia na zapleczu..
I się zaczęło..
Biedna, przerażona do granic Zocha zrobiła totalną demolkę, skakała po kątach, półkach zrzucając wszystko. Wet dwoił się i troił a ja za drzwiami przerażona co z koteczki zostało czekałam..
Wylała denaturat i się w nim wytaplała.
Co robią weci denaturatem??

W końcu umęczony Wet wrócił z ugryzieniem palca przez paznokieć, lewej ręki na szczęście, ale udało mu się dać zastrzyk Zosi.
Silna z niej babka. Wet mówi, że takiego dzikusa jeszcze nie widział..
Poprosiłam go żeby się Zochą dobrze zajął, on przyrzekł, że nie ma do niej urazu o rozwalonego palca, upewniłam się dwa razy, że da sobie radę - obiecał, że da..
Zadzwonił półtorej godziny później, że Zosia poskładana, założył jej kołnierz, pokazał mi ranę..
Faktycznie, tak jak widziałam, oderwała sobie kawał skóry, Wet mówił, że bardzo proste cięcie, czyli moja teoria o zahaczeniu na płocie jak najbardziej prawdopodobnA.
Przyszło mi do głowy na koniec, że dobrze byłoby pazurki jej przyciąć, żeby miała mniejszą możliwość się rozdrapać, kocia wciąż spała więc można było.
No i Zocha znów dała próbę swoich możliwości..
Uśpiona nagle wyrwała się Wetowi i Lubemu - dwóm dobrze zbudowanym chłopom - i poleciała na koniec gabinetu.
Ale Wet ją złapał fachowo, Luby pomógł i pazurki poszły precz.
Wet zdecydowanie miał dość przygody z Zochą, i tak był dzielny.

Swoją drogą, gdyby się złapała wczoraj, pojechałabym do swojego Weta i ani nie byłoby takich cyrków, ani nie straciłabym majątku za dyżur niedzielny.
Jestem zadowolona, że Kocia zreperowana siedzi w klatce. Łomatko jak bardzo jestem zadowolona..
Klatce którą pomogła zdobyć Gosia Wrocławianka - jej i Kamili z PRZYGARNIJ KOTA - serdeczne dziękuję!
Ewung też serdeczne dzięki za pomoc :)

Łomatko.. Zmęczona jestem jakbym 12h pracowała jako górnik dołowy.

Kciuki nadal potrzebne!
Bardzo dziękuję za dotychczasowe, przydały się bardzo.

Mam plan.
Za dwa tygodnie ściąganie szwów. Musi być w znieczuleniu, inaczej Zocha nie pozwoli, więc planuję sterylkę..
Łącznie miesiąc w klatce, kurczę, czy Zocha da radę?

No i w ogóle co będzie jak dojdzie do siebie po znieczuleniu a tu kołnierz i klatka i zamknięcie w domu naraz????
Bądźcie ze mną proszę bo się boję..

sobota, 30 sierpnia 2014

Straszne rzeczy w dzikiej dziczy..


Zocha, Zosieńka, Kocia..
Dla przypomnienia, chuchro które dojrzałam w naszym śmietniku w maju zeszłego roku, które zaczęłam dokarmiać, które przyniosło mi pięć kociaków z których to pięciu ocalał Pizdryczek. Kocia, która jest niesamowicie łowna - myszki, nornice i inne z naszego ogrodu, nisamowicie mądra i niesamowicie miziasta z jakąś traumą "nie wejdę do domu.. nie zamykaj drzwi.. aaaaaaaaa"
Przychodzi na jedzonko i obowiązkową sesję miziankową.
Kocia dziś przyszła jak zwykle rano, pracowałam z facetem w garażo-ogrodzie, miałkała jak zwykle kiedy chce jeść i się miziać, jeść miała nasypane, miziać nie miałam jak..
W przerwie podeszłam do niej i zobaczyłam, że ma coś dziwnego na tylnim podwoziu.
Straszna rana, oderwany kawał skóry.. Tyle zdążyłam dojrzeć, bo Zocha przychodzi się miziać, ale jest kotem - wolnożyjącym, co oznacza ciągłą czujność i ciągłą gotowość do natychmiastowej ucieczki..
Jak zobaczyłam ranę natychmiast rzuciłam się po transporterek.
Ale...
Ale ja nie umiem łapać kotów, nigdy nie łapałam..
No i akcja zakończyła się fiaskiem.. Zocha uciekła, a ja mam poharataną prawą rękę..
Nie, nie pogryzła mnie, próbowała uciec i pazury mi się odbiły mocno.
To było przed południem, zrozpaczona rzuciłam się na telefon szukając wolnej klatki łapki, jedna miła Pani z fundacji użyczyła mi i wieczorem zamontowałam z nadzieją, że jeszcze dziś pojedziemy poskładać kotę.
Taaa...
Plany to ja mogę mieć..
A życie i kota swoje..
Zocha co prawda wróciła, uciekła na mój widok jak nigdy, a do łapki weszła jak byłam w domu, wyjadła chrupki i poszła. Zapadki nie uruchamiając, a ćwiczyłam zapadkę ze dwadzieścia razy!
Grrr...
Denerwuję się jej stanem, bo ona nie wiadomo gdzie nocuje, w wybudowanym dla niej domku przed domem jedynie wygrzewa się na dachu, gdzieś we wsi jest.
Nie dziwię się, tu na polu fajnie nie jest w nocy..
No a ja nie zasnę..
Trzymajcie kciuki, żeby się złapała, proszę...

środa, 6 sierpnia 2014

Gusta i guściki..


Upiekłam sobie kolejny chlebek bezglutenowy i bułeczki pszenne dla Mena. Kolejny, bo cały czas eksperymentuję z różnymi mieszankami mąk, które przeważnie sama sobie miele w starym młynku do kawy, ciężko zastąpić gluten. Bezglutenowe pieczywo to zupełnie inna struktura, zapach, smak, więc testuję i mam nadzieję na lepszy smak.
O przedziwnych ulubionych przysmakach Rudiego już kiedyś pisałam, ale Rudek jest też fanem świeżego pieczywa. Bułki, chlebki, pączusie i ciasta - wszystko to muszę chować do szuflady, bo ten zagorzały fan włamuje się do toreb, chlebaków żeby tylko sobie popróbować. Byłam przekonana, że chodzi o pszenicę, ale nie, do moich bezpszenicznych chlebków Rudi dobiera się również.
Czy to nie dziwne?

Jakie są przysmaki Waszych futrzastych?

sobota, 2 sierpnia 2014

Haker

Filmik o tym co się dzieje jak Rudy jest po nieodpowiedniej stronie drzwi.
Przy półeczce kominkowej jest sterowanie roletą, Rudi wpierw próbuje sobie włączyć a jak się nie udaje to łapie za klamkę.
Pizdryczek chcą wyjść po prostu się drze do mnie, ale kiedyś jak się zbiorą to zdemontują to okno tarasowe, strach się bać..

Urzeczywistniony horror kociarza - czyli jak zepsuć sobie urlop cz. II

Jak każdemu kociarzowi wiadomo, futrzak najważniejszy jest.
Więc jak kociarzowi coś się stanie, kociołki pomagają jak mogą.
A jeśli kociołkom coś? To właśnie horror kociarza........
Dom z ogrodem? Czyli oba kocioły chcą wychodzić, najlepiej być ciągle na dworze..
Wiadomo, że tak się nie da, ale od czego weekendy?
No to spacer przed południowy, no jak najbardziej.
Czekałam aż mój men wstanie, bo dwa kocioły to dwóch ludzi na spacerze, trzymam się tego jak głupia jakoś, bo po nocach mi się śni, że Młody ginie w otchłani chaszczy.
Niby to otwarcie drzwi werandy i wypuszczenie futrzaków..
Nic bardziej mylnego.
Ogród to nie obóz, Zocha sobie tu wychodzi/wychodzi kiedy chce, zresztą nie tylko ona..
Inne koty też, no bo jak zatrzymać?
No to nasze dwa wariaty też.
Rudiego znam, wiem na co go stać, potrafi nagle wstać i pognać kota, ale Pizdryczek młoda krew w ogóle nie wiadomo co się po nim spodziewać.
No i znów..
Stało się..
Siedziałam z nimi i menem na ogrodzie z godzinę, potem mena poprosiłam żeby popilnował futrzaków, bo stwierdził, że na tarasie grilla zrobi.
No i Pizdryczek w domu był, bo zmęczył go upał i nagle w jednej chwili go nie było..
Przeszukałam każde pomieszczenie z pięć razy, zaczęłam szukać poza ogrodzeniem, ale tu pole porośnięte chaszczami wyższymi niż ja, czyli ponad 170cm, co gdzie szukać jak nie widać?
Men się zarzekał, że koteczek w domu..
A gdzie jak go nie ma????!!!!!!!
Płacząć już, wzięłam opakowanie z chrupkami i zaczęłam chodzić nawołując dookoła działki.
Tu kilka hektarów tych chaszczy... Nic mądrzejszego mi nie wpadło do głowy.
Men został na ogrodzie patrząc dookoła.
Po półgodzinie moich zmagań w gąszczach men zawołał mnie, że widział Pizdryczka w gąszczu.
Na to ustawiłam się w tym miejscu kiciając i Pizdryjakąc...
Noga uszkodzona mi niestety zachowywała się niedobrze, gąszcz jej szkodził, nerwy też, klęczenie w ponad 30% upale także...
Ale usłyszałam w trakcie jak miałknął, znaczy nie uciekł, więc kiciałam i Pizdrykałam i potrząsałam chrupkami........
Men na działce i Rudi, który reagował cały czas miałkiem na chrupki w moich rękach w końcu wywabił Małego z zarośli.
Ja nie zdążyłam dostać zawału..
Chwyciłam Pizdryczka jak się do chrupek zbliżył, obeszłam całą posiadłość żeby do niej wejść i tak zniewoliłam drugi raz Małego......
Łomatko.................