Zośka przynosiła mi przeróżne zwierzaki.
Jak mnie nie dopadła, bo czatowała w zaroślach, zostawiała na wycieraczce prezencik.
Za każdym razem prosiłam Mena żeby usunął prezent tak żeby Zośka nie widziała..
Któregoś dnia stwierdziłam, że muszę to zaakceptować i wyszłam do niej jak czekała z kolejnym prezentem w pyszczku.
Niestety to był kos..
Nieżywy.
Wyszłam, pochwaliłam ją z trudem, a ona wsunęła kosa jak wąż... Prawie nie gryząc..
Dziwne doświadczenie...
Po kosie zostały jedynie koncówki lotek.