sobota, 31 maja 2014

Się stało nie samo..

Pizdrczek ma prawie rok.
Odkładałam nieuniknione bo boję się znieczuleń całkowitych jak ognia.
Wczoraj zawieźliśmy chłopaka do miasta, bo w dzikiej dziczy oczywiście weta nie ma.
No i zawieźliśmy do jedynego weta, któremu ufam po przebojach z Rudym.
Po wybudzeniu wyglądał nawet nieźle, ale jak wróciliśmy do domu zaczął wymiotować.
Raz za razem, przez 40 minut.
A był na czczo oczywiście.
Przerażona dzwoniłam do weta co chwilę, było już późno, lecznica zamknięta, ale mój wet zaproponował żebyśmy spotkali się jednak.
Po tym telefonie jak zaczęłam z powrotem przygotowywać kontenerek wymioty ustały.
Biedak był wycieńczony, więc zaniechałam powtórnej, dalekiej wizyty.
Noc spędziłam na kanapie pilnując małego wędrowca na rozchwianych nóżkach.

Ale już jest lepiej.
Rano Rudy biedaka wylizywał, czego Pizdryczek nie znosi zupełnie, bo to niemęskie chyba :)). Pizdryczek i tym razem, choć osłabiony, nie zniósł i zmienił miejsce.

-Przy okazji zrobiłam brunecikowi badania. B wardzo ucieszyły mnie wyniki, choć odwodnienie zastanawia.
Dziś starałam się dać mu jak najwięcej mokrego, młody nie pije wody niestety, a lubi chrupki.

I jak tu nawodnić oporniaka?
Woda w miseczkach rozstawiona w całym domu, cieknącej wody się boi, rosołku nie pija, mokrej karmy unika...

środa, 21 maja 2014

Marzenia się spełniają..

Tak mi dziwnie...
Rok temu zazdrościłam Amyszce Mikesza. Bardzo chciałam kiedyś czarnego kota.
I co?
30 września złowiłam Pizdryczka, najspokojniejszego czarnego kocurra na świecie.
Bardzo chciałam też szylkrecie, tri, jak zwał tak zwał.
A Zocha co? Czarno biała kocia z perfekcyjnymi pończochami od grudnia zmieniła kolor czarnego futerka i teraz ma od blondi przez odcienie brązu po czarny.
No i jak tu nie być szczęśliwym?
Faktem jest, że jeszcze dłużej chciałam niebieściucha...
Czekam na kolejny cud...
Z niecierpliwością..

niedziela, 18 maja 2014

Podwójna tęcza w dzikiej dziczy..


Niby spokój, a ciągle się dzieje.
W lutym Rudi ześwirował, nagle w niedzielę zaczął biegać przerażony, bardzo szybko, z szeroko otwartymi oczami, chował się do garderoby na półkę z ręcznikami i nie chciał z niej wyjść jakby czyhało na niego coś strasznego.
Pizdryk początkowo myślał, że Rudy zaczyna zabawę, potem już patrzył z zaskoczeniem tylko, to na mnie, to na Rudiego.
Nic nie pomagało, nawet jego ukochane hobby czyli jedzenie. Nie wiedziałam kompletnie o co chodzi, ale jak zaczęłam analizować fakty to doszło do mnie, że zbiegło się to z pojawieniem się Burasa, który uważa się za właściciela naszej działki.
Oczywiście pojechaliśmy z szalejącym Rudim do weta, ale okazało się, że to główka, nie ciałko.
Zastosowaliśmy i karmę Calma plus uspokajacz, przez tydzień zero poprawy.
Wpadłam na pomysł, że może oznaczający wszystko dookoła Buras i jego zapach, który Rudi czuje, bo przecież wnosimy na butach, przez drzwi pewnie też czuć i zaczęłam myć podłogę codziennie, zmywać przed wejściem do domu.
Po miesiącu było trochę lepiej, teraz, po trzech nie jest źle, ale Buras na zewnątrz doprowadza wciąż Rudasa do szału.
Nie dziwię się, bo Buras panoszy się jak u siebie.

Pizdyczek wyrósł na przepięknego kota, w czerwcu ma pierwsze urodziny.
Kurczę to już rok..
Jak na młodziana jest strasznie spokojny, Rudi go zaczepia, ganiają się, że pierze fruwa.
Raczej kłaki, nie pierze, całe garście sobie wyrywają :).

Zocha, wspaniała jest ta kocia, cudo.
Gdyby jeszcze się chciała przełamać i wejść do domu, nie martwiłabym się tak o nią w zimę.
Przychodzi regularnie na jedzonko, teraz, jak jest cieplej przesiaduje u nas całymi dniami, łowi tłuste nornice, krety i myszy.
Chyba ich nie zjada, bo po łowach zajada chrupki z ogromnym apetytem.
Pokochała mnie jeszcze bardziej jak zaczęłam jej podawać niewielki ilości mleka, po prostu uwielbia mleko.
Dawałam jej mokre jedzenie, ale znienacka któregoś odmówiła zjedzenia swojej porcji, którą do tamtej pory pałaszowała w mgnieniu oka.
Mieliście tak? Bo nie rozumiem tej zmiany..

I to jej mruczenie, rozbrajające, wystarczy że na mnie spojrzy i już się rozlega ten cudowny.
Miziak z niej nieprzeciętny, jak wychodzę na ogród chodzi za mną w każdy kąt i łasi się.
Przypomina bardziej psiaka niż kota, waruje często na werandzie.

Pozdrawiam cieplutko wszystkich odwiedzających, dopytujących czy żyjemy :)