piątek, 29 kwietnia 2011

Było..

Moi zapracowani rodzice nie pozwalali mi na większe zwierzaki domowe. Jak byłam nastolatką miałam papugi, hodowałam chomiki, przez osiem lat miałam królika kupionego jako miniaturkę, który wyrósł na cudownego ogromnego króla :). Pieski charakter znałam, ale kotów nikt znajomy nie miał. Więc przez lata  przyswajałam niezauważalnie bzdurne opowieści o kotach atakujących śpiące dzieci i takie tam. Gdy już byłam dorosła i wprowadziłam się do swojej pierwszej kawalerki nie myślałam o zwierzakach, pracowałam po kilkanaście godzin, czasem nawet wiecej. Mieszkałam sama więc nie było sensu zwierzaka męczyć zostawianiem samemu sobie. Po kilku latach problemem w przygarnięciu zwierzaka okazało się to, że nie byłam już sama. Mój men cały czas udawadniał mi, że to nie czas, że za małe mieszkanie, że nas w domu całymi dniami nie ma...
A mi brakowało czegoś.
Przełom nastąpił przypadkiem.
Zeszłego gorącego lata znajoma posiadająca dom z ogrodem poprosiła o znalezienie małego kocurka. Wielokrotnie widywałam kotki w klatkach w sklepach zoloogicznych, wystawiane przez TOZ po znalezieniu na ulicy, więc obiecałam, że się rozejrzę. 
I właśnie tak znalazłam swojego pierwszego maluszka. Siedział w klatce z zaropiałymi oczkami, malutki szaraczek i był tak słodki, że od razu wiedziałam, że to Jego zabiorę. Po trzech dniach kiedy przyjechała znajoma żeby odebrać "swojego" kotka zobaczyła tylko mojego Kotka :).
Ragi miał wtedy tylko miesiąc, był cudownym niestety niemiziastym kotkiem, z gatunku kotów odgadujących myśli. Przez pierwszy miesiąc przez całę noce harcował nam po głowach. Budziliśmy się w łóżku z przeróżnymi zabawkami, piłeczkami, wędkami, Ragi wszystko znosił żeby nas obudzić i zainteresować zabawą. Po miesiącu musiałam wyjechać na dwa dni. Wróciłam lekko podziębiona i wylądowałam w łózku na kilka dni. Ten dwumiesięczny wtedy maluch zrozumiał, że jest mi źle, leżał obok mnie, skakanie po głowach skończyło się jak nożem uciął. Od tego czasu codziennie wieczorem, jak tylko kładłam się do łóżka Ragi przerywał zabawę i przychodził do mnie pomruczeć mi do snu, noc spędzał przy mnie na łóżku.
Pewnej nocy obudziłam się, bo było mi jakoś niewygodnie. Gdy oprzytomniałam trochę, okazało się, że leżę wygięta dziwnie poza poduszką, a Ragi cudownie rozłożony na calutkiej poduszce patrzy na mnie z politowaniem :).
Był bardzo mądry i bardzo chory - czego na szczęście nie wiedzieliśmy. Na szczęście, bo FIP jest nieuleczalny. Życie ze świadomością, że w żaden sposób nie mogę pomóc tej małej mądrej istotce było nie do zniesienia. Przeżył z nami szczęśliwie 4 miesiące. W trzy tygodnie po zdiagnozowaniu 21 listopada Ragi odszedł za Tęczowy Most.

4 komentarze:

  1. Ale smutna historia, szkoda cudnego Szaraczka ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy go nie zapomnę. I ciągle za nim płaczę..

    OdpowiedzUsuń
  3. Basiu, Ragi przeżył u Was CUDOWNE chwile :) Kiedy zwierzę, obojętnie jakiego gatunku i obojętnie: zdrowe, czy chore, trafia do dobrych, kochających go ludzi... wygrywa los na loterii! :)

    Na pewno był z Wami szczęśliwy. Na pewno Was kochał i wiedział, że też jest kochany. Odszedł - niestety, nasi przyjaciele odchodzą, ci czterołapi też...

    Pogratuluj sobie ode mnie, że jesteś cudowną osobą :) Przytulam wirtualnie - i mnie się łezka w oku zakręciła, bo za Tęczowym Mostem mam ukochanego psa i kilka równie kochanych gryzońków...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Kasiu za te miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń