środa, 6 lipca 2011

Rudy terrorysta

Zaczyna się około 3.30 w nocy.
Rudi chce się bawić, bawi się głośno, albo chce bawić się ze mną.
Wskakuje do łóżka z zabawką, wpierw siada obok mnie i patrzy wyczekująco.
Potem miałka.
Sen mam mocny, więc często nie reaguję.
Potem już jest gorzej.
Wkurzony koteczek szuka mojego ramienia żeby się wtopić w nie zębiskami.
Śpię otulona jak mumia, często jedynie głowa wystaje, więc atakuje zębami moją głowe.
I to nie na żarty, czy delikatnie zaczepnie.
To normalny atak wbijający zęby w moją głowę.
Spycham go z łóżka, a on niezrażony ponawia ataki skacząc z podłogi prosto na moją twarz.
Boję się spać.
W ciągu dnia ataki zdarzają się w różnych sytuacjach, jak się z nim bawię, jak robię coś, jak odpoczywam, nie znam miejsca ani godziny.
Przy tym wszystkim poza atakami jest miziasty, ale często jak się bardzo łasi to mogę być pewna, że atak zaraz nastąpi.
Często atak następuje z przyczyn podobnych jak odrzucone zaproszenie do zabawy w nocy.
Nie dostanie czegoś, zabieram go ze spaceru po suszarni - reakcja jest natychmiastowa, szczękościsk na mojej ręce, ramieniu - to najczęściej.
Do końca miesiąca nie mogę go wykastrować.
Nie wiadomo czy kastracja sprawę załatwi także.

Ja się najnormalniej boje o twarz, a o oczy najbardziej.
Dużo nie trzeba żeby w tych szalonych atakach coś mi zrobił.
Całe nogi, ręce, ramiona i przedramiona mam w naprawdę krwych, miejscmi sinych objawach jego przywiązania.
Nie są to też pojedyńcze ataki, jeden natępuje po drugim.
Kupiłam atomizer Feliway z kocimi feromonami, podobno uspakajają.
Ale podejrzewam, że przesyłka dojdzie za tydzień.
Niestety nie ma opcji odgrodzenia się w nocy od koteczka. Nie ma też możliwości zignorowania ataku.
Co więcej, Lubego atakuje sporadycznie, w nocy tylko mnie.

Czy ktoś ma pomysł jak go uspokoić???
Help...

BTW: Oddam nową pastę Uro-pet, tuba prawie cała. Nie mam złudzeń, że Rudi kiedykolwiek będzie chciał ją zjeść. 

23 komentarze:

  1. Poluje na Ciebie. Zannim wykastrujesz, oby jak najszybciej, miej pod ręką spryskiwacz z wodą albo zrób po prostu w plastikowej butelce z nakrętką dziurę i gdy kot się szykuje to lej go wodą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klarko kochana, pluszak poluje na mnie od dłuższego czasu.
    Przewertowałam portal Miau i inne i jak do tej pory zastosowałam bezskutecznie niestety:
    - pryskanie wodą
    - syczenie
    - dmuchanie w nos
    - próby przeniesienia agresji na zabawki i poduszkę
    - nawet gryzienie zbója w kark własnymi szczękami
    Wszystko tak, żeby mu nie zrobić krzywdy.
    Mam serdeczną nadzieję, że to hormony go o to szaleństwo przyprawiają bo jak nie to będzie ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klarka ma rację, spryskiwacz u nas był skuteczny na różne kocie wybryki, choć takiej sytuacji jak u Ciebie to nie miałam. Zresztą u nas koty od początku spały w osobnym pomieszczeniu i dopiero jak podrosły, uspokoiły się, a my przeprowadziliśmy się do nowego domu - to pozwoliliśmy im spać z nami i teraz są w sypialni bardzo grzeczne. Mam nadzieję, że niesforny Rudi trochę się uspokoi :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. I właśnie dlatego nie jestem kociarą - koty mają swoje nawyki, które dla mnie byłyby zbyt bolesne i zbyt niepokojące. Uwielbiam kiciusie tylko na zdjęciach i filmach, wielbię psy :)

    Aczkolwiek cieszę się, że tu zajrzałam - poczytam z wielką przyjemnością, bo kot, chociaż nie jest zwierzęciem dla mnie, jest wystarczająco ciekawą i zajmującą istotą, by poświęcić mu wieczór... :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Kasia z Wrocławia: www.dobra-dobra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam bloga od samiuśkiego początku, dodaję do obserwowanych - z przyjemnością zajrzę jeszcze nie raz do Rudiego :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu, to nie tak :).
    Kociarą nie zostaje się - przynajmniej w moim przypadku - nie mając kota. Psy znałam i kochałam, kotów w moim życiu wcześniej nie było, Ragiego miałam z przypadku, jak go wybrałam to już nie oddałam :).
    Do psów ma się zupełnie inne uczucia niż do kotów. To zupełnie inne stworzenia.
    Rudi jest jeszcze młodziakiem, hormony w tej chwili buzują w nim jak w nastolatku, dodatkowo nie ma towarzysza do zabaw - no i nie jest to pies a udomowiony kot.
    Ja jestem w nim zakochana bezgranicznie :), oczywiście wściekam się jak mnie podrapie, ale nie można kota zrozumieć kryteriami człowieka nie biorąc pod uwagę dzikiego zwierza jaki w nim tkwi :)
    On nie wie, że robi mi krzywdę bo wśród kotów takie zaczepki są normalne, muszą umieć się bronić, polować, dodatkowo to samiec z zapędami uzgadniania przywództwa - taka ich natura.
    I to jest w nich interesujące i za to się je kocha.
    Oraz za to, że mimo swojej natury przywiązują się do człowieka, ufają mu, towarzyszą przy każdej czynności człowieka, czekają na niego i tęsknią :)
    Tego wszystkiego nie zrozumie się z kotem nie przebywając :), ale może po prostu ja mam kota na punkcie kota? :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękujemy za zainteresowanie i zapraszamy :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu, kotki są różne, tak jak różne są psy. Nasz Gacuś np. zachowuje się jak piesek - ciągle za mną biega, słucha się, wskakuje na brzuch i liże w nos. Jest najdelikatniejszym stworzonkiem na świecie :-) Nie namawiam Cię oczywiście na kota, tylko chciałam troszkę sprostować :-)
    Pozdrawiam
    BArbarko - spryskiwacz nie działa? Może czas np krzyknąć na Rudiego? Sama nie wiem co w tej sytuacji poradzić, ale jego zachowanie faktycznie może być niebezpieczne dla Twojej buzi :-( A może w takiej sytuacji Twój mąż powinien krzyknąć na kota i zrzucić go z łóżka? Choć jak znam życie musiałby to robić 100 razy pod rząd ;-) 3mam kciuki żeby się rozbójnik uspokoił

    OdpowiedzUsuń
  9. Oczywiście, każdy kot jest inny, i zachowanie czasem zmienia się po kastracji diametralnie.
    Luby mnie broni, ale ataki są znienacka, zanim Luby zareaguje to trochę trwa a ja już mam krwawe ślady.
    Rudi czasem za nic nie chce się uspokoić i szukam sposobu na to żeby w tych atakach szału go uniuniać :).
    On atakuje skacząc i wie że Lubu mnie będzie bronił więc zwiewa.
    Wrzaski też były stosowane i działają, ale nie przy atakach.
    Willdzik, dziękuję za kciuki :) a nasze działają w Waszej sprawie?
    Twoje futrzaki już w trochę lepszej komitywie?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że powoli ale sobie poradzicie. Jednak jedyne sensowne co przychodzi mi do głowy to... - drugi kot. Mały Kot ma takie zapędy jak Twój Rudi. Jest przy tym cwany, bo gdy się bawimy, to udaje, że poluje na futerko, a tym czasem obłapuje moją nogę :P. Na szczęście nie gryzie tylko drapie - więc przycinanie pazurów, trochę mnie ratuje. Ale i tak największym ratunkiem jest Urwis - drugi kot właśnie i niestety inne zwierze (pies na przykład, wiem, bo miałam psa i kota, a później psa, kota i drugiego kota), nie jest w stanie go zastąpić.

    A Twój Rudi najpewniej (bo ja nie przeczytałam całego bloga, przepraszam, pewnie kiedyś to zrobię :) ), był wzięty od mamy przed ukończeniem 3-go miesiąca... i wielu zachowań nie zdążył się nauczyć... :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Rudi ma podobnie z moimi nogami, od początku przy nich zawsze jest obecny, na kanapie nie kładzie się obok mnie tylko obok moich nóg i niestety, od początku bawi się zabawkami z udziałem moich nóg.
    Noszę dżinsy nawet przy 40 stopniach jak mam w planach jakieś większe wyjście i miniówe żeby uniknąć przypadkowych przy zabawie cięć :).
    Było tak jak piszesz, Rudi został z siostrzyczką wyrzucony na śmietnik jak miał jakieś 1,5 miesiąca, w ostatnie mroźne bardzo świeta Bożego Narodzenia. Trafił do domu tymczasowego gdzie było sporo innych kotów i psów (takie mam wrażenie) ale raczej się z nimi nie zaprzyjaźnił, zwłaszcza że był chory.
    Niestety, od razu próbowałam namówić moejego mężczyznę na dwa kotki, odmawia cały czas stanowczo.
    Cieszę się, że Rudiego mam i póki co nie mam nadziei na dokocenie.

    OdpowiedzUsuń
  12. U nas ciężko Basiu ... Ale nie tracę nadziei :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Abi ma rację, że drugi kot pomógłby w dużym stopniu. Ale niestety nie zawsze się da. Mam nadzieję, że Rudi nauczy się, że pańcia do zabawy nie służy. Tzn, że można bawić się z nią a nie nią. Poradzić nic nie potrafię bo u nas koty zawsze w stadku :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja wiem, że każdy kot jest inny i że zwierzę nie zrobi krzywdy człowiekowi naumyślnie - po prostu koty i ja nie współgramy ze sobą najlepiej ;) Z przyjemnością o nich czytam i podziwiam na fotografiach. Na zdjęcia przynajmniej nie kicham, jako alergiczka :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Też jestem alergikiem, odczulanie nie działa.
    Ale za nic nie oddam możliwości wtulania twarzy w futerko mojego futrzaka, niezależnie od konsekwencji :)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam :)
    Ewentualnie jeszcze opcja: laserek. Zanim się położycie, poświęcić czas kociastemu - niech gania za światełkiem, aż padnie ze zmęczenia ;)

    U mnie starcza spryskiwacz - na początku, potem koty zaprzestają (zwykle)niecnego procederu -jaki by on nie był - na odgłos "ksz!" - taka podróbka dźwięku wydawanego przez wspomniany spryskiwacz. Żadnych tłumaczeń - zero kontaktu. Żeby se cwaniak nie pomyślał, że osiągnął, co chciał, czyli zainteresowanie Państwa. Zlewka kompletna - dosłownie i w przenośni ;)

    No i konsekwencja: koty wciąż próbują, a odpuścisz - wracasz do punktu wyjścia. To prześwietni obserwatorzy. I nie wahają się ze swej wiedzy zrobić użytku :D

    Feliway - ok, polecam jeszcze (na wszelki wypadek) Kalm Aid - syrop lub żel. Można próbować z kroplami Bacha.

    Kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam :)
    Poświęcam mu czasu bardzo dużo, Rudi laserek rozkminia bardzo szybko, i nie chce za nim gonić.
    Patrzy się wtedy na mnie z wyrzutem, dlaczego myślę, że będzie latał za jakąś latareczką.
    Za to uwielbia zabawę kapselkami - przepraszam serdecznie sąsiadów z dołu :) - i wędkę.
    Po wędce jest tak zziajany, że języczek mu się nie chowa.
    Konsekwentna jestem, ale on się mnie nie boi, poważa jedynie Lubego. Ja sobie mogę krzyczeć :).
    A wodę to on po prostu bardzo lubi, dlatego pewnie spryskiwacz mu krzywdy nie robi.

    Krople Bacha - o właśnie!
    Feliway kupiłam bo nie mogłam sobie przypomnieć jak się nazywają, dziękuję :)
    Za kciuki także.

    OdpowiedzUsuń
  18. Barbarko zgadzam się z Abigail i Ewą. Wyjściem z tej sytuacji, gdy inne półśrodki zawodzą jest drugi kot :) Rudi się nudzi oraz nie ma innej możliwości na rozładowanie swojej energii.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jaguś, też się zgadzam. Ale nie ma takiej opcji po prostu :(

    OdpowiedzUsuń
  20. Miałam podobny problem - niestety, nauczyłam się spać z butelką sprężonego powietrza (do klawiatur), moja kota tego sie boi. Kilkakrotnie po ataku użyłam - nie w nos, oczywiście, chodzi o dźwięk - i dała mi spokój.
    On z tego wyrośnie. Ale w tej chwili to słabe pocieszenie, wiem.
    agulha

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. Też miałam kiedyś takiego kotka,
    ale tylko zdecydowane zachowanie pomogło.
    Pisk ,że boli i spryskiwacz.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja jestem uparta, ale chyba on bardziej :).
    Staram się, staram :)))

    OdpowiedzUsuń