Wyobraźcie sobie późne popołudnie na polu, łące jak kto woli zarośniętej zielskiem metrowym, ja na dróżce z Rudim i Zochą - spacer taki, jak Rudiego wyprowadzam, Zocha chadza za nami. Wyjątkowo widać słońce, to dziś, ale chłodno od pola.
Przykucam, biorę Rudego na kolana, Zocha się ociera o nogi więc wolną ręką ją głaszczę.
Kątem oka widzę, że za zakrętem nadchodzi znajoma sunia, która zawsze przybiega się przywitać.
Sunia nadchodzi zza moich pleców, widzę jak Zocha drętwieje i następuje akcja.
Nagle Zocha warcząc i sycząc wyskakuje spod moich nóg na sunę, skowyt, Rudy atak paniki, rzuca się nie wiadomo gdzie, Zocha wpada pod samochód, sunia ucieka.
Ja zostaję sama na placu boju.
Wychodzi mi, że Zocha chciała mnie ochronić.
Ta maleńka, delikatna istotka.
Jak zwykle Rudi nie stanął na wysokości zadania.
Samice górą :)
Poniżej Zocha, obrońca uciśnionych :)
wiesz co? moze jestem nudna, ale to naprawdę sa czary mary jakieś: dzisiaj sobie pomyślałam, ze musze sprawdzić co u Ciebie, czy to Ty nie piszesz, czy ja przeoczyłam... i nie zdązyłam tego zrobić, bo coś tam mi przeszkodziło, siadam teraz do kompa i co widzę? Twoje komentarze!!! to ja Cię przyciągnęłam, czy Ty mnie??? w każdym razie to jest coś dziwnego, mówię CI! i nie pierwszy raz...
OdpowiedzUsuńA obrończynię masz super! Mam nadzieję tylko, że pod ten samochód to stojący wpadła...
całuski
J.
To przyciąganie nawzajem Ystin :)
OdpowiedzUsuńDołącz do grona czarownic kochana :)
Stojący oczywiście:)