sobota, 30 sierpnia 2014
Straszne rzeczy w dzikiej dziczy..
Zocha, Zosieńka, Kocia..
Dla przypomnienia, chuchro które dojrzałam w naszym śmietniku w maju zeszłego roku, które zaczęłam dokarmiać, które przyniosło mi pięć kociaków z których to pięciu ocalał Pizdryczek. Kocia, która jest niesamowicie łowna - myszki, nornice i inne z naszego ogrodu, nisamowicie mądra i niesamowicie miziasta z jakąś traumą "nie wejdę do domu.. nie zamykaj drzwi.. aaaaaaaaa"
Przychodzi na jedzonko i obowiązkową sesję miziankową.
Kocia dziś przyszła jak zwykle rano, pracowałam z facetem w garażo-ogrodzie, miałkała jak zwykle kiedy chce jeść i się miziać, jeść miała nasypane, miziać nie miałam jak..
W przerwie podeszłam do niej i zobaczyłam, że ma coś dziwnego na tylnim podwoziu.
Straszna rana, oderwany kawał skóry.. Tyle zdążyłam dojrzeć, bo Zocha przychodzi się miziać, ale jest kotem - wolnożyjącym, co oznacza ciągłą czujność i ciągłą gotowość do natychmiastowej ucieczki..
Jak zobaczyłam ranę natychmiast rzuciłam się po transporterek.
Ale...
Ale ja nie umiem łapać kotów, nigdy nie łapałam..
No i akcja zakończyła się fiaskiem.. Zocha uciekła, a ja mam poharataną prawą rękę..
Nie, nie pogryzła mnie, próbowała uciec i pazury mi się odbiły mocno.
To było przed południem, zrozpaczona rzuciłam się na telefon szukając wolnej klatki łapki, jedna miła Pani z fundacji użyczyła mi i wieczorem zamontowałam z nadzieją, że jeszcze dziś pojedziemy poskładać kotę.
Taaa...
Plany to ja mogę mieć..
A życie i kota swoje..
Zocha co prawda wróciła, uciekła na mój widok jak nigdy, a do łapki weszła jak byłam w domu, wyjadła chrupki i poszła. Zapadki nie uruchamiając, a ćwiczyłam zapadkę ze dwadzieścia razy!
Grrr...
Denerwuję się jej stanem, bo ona nie wiadomo gdzie nocuje, w wybudowanym dla niej domku przed domem jedynie wygrzewa się na dachu, gdzieś we wsi jest.
Nie dziwię się, tu na polu fajnie nie jest w nocy..
No a ja nie zasnę..
Trzymajcie kciuki, żeby się złapała, proszę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie martw się będzie dobrze - trzymam kciuki żeby się złapała :)
OdpowiedzUsuńDziekuje, kciuki sie przydadzą. Nie dam rady sie nie martwic jak nic nie mogę dla niej zrobić..
UsuńAle przychodzi na jedzenie wiec musi sie w końcu udać.
masz klatke, i kicia nawet do niej weszla, wiec tobie sie uda...
OdpowiedzUsuńja pisalam w wiele miejsc o pozyczenie klatki ale zero odzewu, poza tym musialabym i tak siedziec w trawie i jej pilnowac non stop, bo tu nawet miske kotku ukradli :(
czy i mi sie uda zlapac kiedykolwiek mojego rudaska...ach...:(
powodzenia!!! :)
We Wroclawiu jest bardzo dużo ludzi zajmujących sie kotami, aż nie do uwierzenia, podzwonilam i sie udalo.
UsuńA Zocha stosuje sie u mnie od ponad roku, leczylam ja dwa razy z kociego kataru, ufala mi do tej pory.
Malego kotka który podchodzi do jedzenia najłatwiej złapać reka, tylko trzeba wiedzieć jak, pocztaj. I wtedy szybko do transporterka.
Sprawdzam czy się nie zlapala w nocy ale nie jeszcze.
Rano pewnie przyjdzie.
Czekam.
Z Zocha mi sie nie udalo bo jest dorosla i czujna.
Caly czas trzymam kciuki za rudaska zlapanie..
Usuńdziekuje :)
Usuńtylko ze to maly kociak nie jest, bydle duze i silne, juz go mialam w rekach ale uciekl....
Aaaa.. Jakos wydawalo mi sie, że kociak. No to tylko klatka łapka i czaty nad ranem i wieczorem kiedy koty są najaktywniejsze. Ale gdzie on teraz jest to chyba nie wiadomo?
UsuńJa dzwonilam po fundacjach wrocławskich, tak pozyczylam klatke. No i czatowalam pod drzwiami swojego domu, mialam lepiej..
Niech się jak najszybciej złapie.Przecież to dla jej zdrowotności:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tak jest! Szybciutko :)
UsuńPowodzenia Barbarko, Zoska to cwaniara i chyba leciutka skoro klatka łapka nie zadziałala.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za powodzenie akcji ... bardzo !!!
Musi być ostrożna żeby przeżyć.
UsuńChoc tym razem cos sie stali, taka rana straszna..
Drobna jest, ale dożywiona. Nie stanęła w miejscu gdzie sie uruchamia zapadkę....
Oj czekam, czekam...
OdpowiedzUsuńmoże nie będzie tak źle choć z tymi dzikimi to są cztery światy, mam wrażenie, że one jakoś (telepatycznie?) wyczuwają nasze zamiary
OdpowiedzUsuńDo końca nie ufa, jest czujna i szybka to utrudnia wszelkie akcje.
UsuńCo ja się nagimnastykowałam jak miała koci katar żeby jej oczka oczyścić, a co dopiero złapać kiedy ona tego nie chce..
Trzymam kciuki żeby się udało! Wiem coś o tym, bo też mam taką kocicę, która żyła przez parę lat samotnie i mimo, że od czterech lat mieszka u nas w domu, to swoje zachowania dalej ma. I też miałam niezłą jazdę jak trzeba było jechać do weta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Dziękuję Kasiu :).
UsuńTak myślę, że nawyki zostaję, stępić się mogą, ale zostają..
Trzymamy!
OdpowiedzUsuńSlychajcie, zlapana.
OdpowiedzUsuńRozwaliła wetowi gabinet i palec lewej ręki jak chcial jej dać znieczulenie.
Masakra..
Teraz ma zabieg.
Łomatko..
To czekamy na wieści ... trzymajcie się :-) Wet też :-)
Usuńsuper wiesci!!! teraz juz do przodu :)
Usuńtak sie ciesze...