piątek, 27 września 2013

Zocha - jedyna taka..

W dzikiej dziczy na wiosnę zaczął odwiedzać nasz śmietnik w poszukiwaniu jedzenia czarno biały wypłosz, młodziutki, skórka i kości.
Bardzo zaciekle rozrywał wszelkie śmieci spożywcze, jak zobaczyłam złoczyńcę przypadkiem przez okno zaczęłam mu wystawiać kocie jedzenie.
Czasami jedzenie znikało, czasem nie, aż do wakacji, kiedy wypłosz zaczął nas odwiedzać zdecydowanie cykliczniej, czyli ze dwa razy dzienne, a czasem częściej.
Potem przestał uciekać gdzie pieprz rośne jak zbliżałam się żeby położyć chrupki, a z miesiąc temu zaczął się nawet drzeć - miałczeniem tego nazwać nie można było :) - obwieszczając że jest głodny.
W tym czasie też zauważyłam że wypłoszowi podejrzanie brzuszek odstaje, ale wmawiałam sobie że to robaki - postanowiłam go odrobaczyć.
W weekend dwa tygodnie temu dałam mu w jedzeniu tabletkę, siedziałam sobie patrząc jak je i już wiedziałam że to Ona.
Maleńka, drobniutka, młodziutka - narzuciła mi się od razu myśl o sterylce.
Luby twierdził, że Koteczka właściciela ma, ale to wieś prawdziwa, więc kot ma sobie sam radzić, kota się nie karmi i się nie dba.
No wtedy z zarośli wybiegła gromadka 4 koteczków, miesięcznych, i już wiedziałam, że to jej.
Dzikuski schowały się zaraz, a ja się przeraziłam - bo co z taką gromadką począć?
Wiem, że to nie mój kot, ale Ona przyprowadziła te małe do nas, zaufała.
Wcześniej starałam się nie oswajać jej, ale po tym zdarzeniu już nie oporowałam bo mała, śmietnikowa dzikuska sama się do mnie garnęła.
Okazałą się cudownie mruczącą, niezwykle miziastą koteczką.
Ale, na drugi dzień po pokazie dzieciątek - które ukrywały się przed nami w zaroślach wciąż - zbudowaliśmy domek dla nich, bo pole ani bezpieczne, ani miłe o tej porze roku nie jest.
Niestety trójkę maluchów widzieliśmy wtedy pierwszy i ostatni raz, nie wiemy co się stało z nimi, został cudny czarnulek z białym krawatem i białymi skarpeciolami i koteczka.
Zaczęłam szukać małemu domu, znalazłam, w piątek miałam dzikuska brutalnie zabrać od mamy, ale rodzinka jest przetestowana i będzie sobie żył w domu zamiast marznąć na polu jak pozostałe tu koty narażone na ataki dziki zwierząt i wygłodniałych psów..
Prze ostatnie dwa tygodnie Zocha z Czorcikiem mieszkali sobie w domku, ona radośnie wybiegała o poranku po jedzenie jak tylko otwierałam drzwi.

Niestety, życiu i na wsiowym polu bajki nie ma.
Dwa dni temu coś dużego zaatakowało Zochę i Czorcka, Czorcik zwiał, Zocha przerażona szukała go cały dzień.
Z domku wywleczony kocyk, pocięty dosłownie, rozwalona wycieraczka przy drzwiach wejściowych.

Na wieczornym kamieniu wciąż go nie było.
Pojawił się dziś rano, ale przerażony nie opuścił zarośli, słyszałam jego miałki.
Liczyłam, że się pokaże po południu, złapię chłopaka i dowiozę do rodzinki.
Siedziałam na miejscu karmienia dwie godziny i nic, nie przyszedł.
No i denerwuję się, bo na polu zimno, przymrozek już jest, chciałam Zochę przekonać do wejścia do garażu domowego, ale o Czorcka się boję, może Zocha z nim jest?
Bo jak wyszłam przed dom to była, ciemno bardzo dziś, a tu świateł nie ma, nie usłyszałam miałków.
Boję się o nią o o małego i ryczeć mi się chce.
Bo życie to nie bajka...

10 komentarzy:

  1. Ojej jak smutno, że maluszkom coś się stało :-( Biedny Czorcik co go tak bardzo wystraszyło? Może klatka łapka by się przydała? Głodny może by się do niej złapał? Zaciskam mocno kciuki za Czorcika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda mi to na polowanie dzikiego zwierza, bo nad ranem, ja do nich wychodzę o szóstej i już wtedy zastałam wywleczony kocyk rozerwaną wycieraczkę. Tu różne zwierza dzikie są, lis może? Nie wiem czy klatka coś pomoże, bo wydaje mi się że on tu nie bywa. Gdyby był wyszedł by do jedzenia, bo on jedzeniu nie odpuścił.

      Usuń
  2. rozumiem Twoje rozterki - w zasadzie nie powinno się karmić ale jak nie dać jeść, jak to sama skóra i kość. Ciągle będą się zdarzać podobne incydenty zwłaszcza, gdy w okolicy nie dbają o koty.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z karmieniem nie mam rozterek. Głodnego nakarmić :). Rozterki mam, że niewysterylizowane, niezadbane, na chłodzie.
      Wiem, nie karmić cudzych kotów :), więc wszystkie koty są moje :)

      Usuń
  3. :(
    Oby udało się złapać malucha !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złapany byłby gdyby się pokazał, ale się nie pokazuje :(

      Usuń
  4. Aż się łza w oku kręci no !!!!
    My tu chuchamy na nasze domowe koteczki ,a u tych biduli żyjacych samopas dzieje sie taka krzywda.
    Sami sobie musza radzic w okrutnym swiecie ...
    Bardzo, ale to bardzo mocno trzymam kciuki aby sie udało ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie jak mówisz.
      Tak przywykłam do głaskania Rudego, zadbanego, nawet z fałdką - ale bez przesady :)- a tu zaczęłam głaskać Zochę i zdziwienie, same żeberka.
      Ale już ją podtuczyłam, futerko ma ładniejsze, odrobaczyłam, kleszczy już też nie ma, coraz większa piękność.
      Jeszcze sterylka a potem szczepienie, sterylka ważniejsza.
      Tylko od trzech dni Zocha biega i szuka Czorcika...

      Usuń
  5. Martwię się razem z Tobą Basieńko :-(
    I mocno trzymam kciuki za obydwa koteczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu :)
      Mam taką nadzieję, że go ktoś znalazł i przygarnął i trafił do dobrych ludzi.

      Usuń